W okresie przedświątecznym zarówno duże firmy, jak i parentingowe influencerki będą bombardować nas pomysłami na ponoć “najlepszy” prezent dla dziecka. Na co powinniśmy zwrócić uwagę?

fot. Unsplash
Wbrew pozorom nie będzie to kolejny wpis z cyklu “5 najlepszych prezentów od Mikołaja”, na jakie można, lub wkrótce będzie można natrafić czy to na portalach przeznaczonych dla mam, czy to na profilach parentingowych influencerek. Z różnych stron zostaniemy zasypani listą prezentów, o jakich marzy “każdy nastolatek” czy “każda dziewczynka”. Jedni będą nas przekonywać, że maluchowi najlepiej sprezentować interaktywnego pluszaka wyposażonego w AI, inni będą namawiać do drogich zabawek czy pomocy edukacyjnych, wyprodukowanych przez konkretnego producenta.
Jedni i drudzy zasypią nas promocjami, przekonując czasem “niewinnie”, a czasem w sposób pasywno-agresywny, że to właśnie ich produkt powinniśmy kupić, bo jeśli zdecydujemy się na coś innego, wyrządzimy dziecku krzywdę i doprowadzimy do nieszczęścia. Jeśli komuś poczucie przyzwoitości nie pozwoli na takie manipulacje, z pomocą (i niedźwiedzią przysługą) zlecą się wierni klienci i klientki czy rodzina, aby pod postami w socialmediach odsądzić od czci i wiary każdego, kto ośmieli się mieć inne preferencje, czy wyrazić swoją wątpliwość.
Święta konsumpcjonizmu w konsumpcyjnym świecie
O ile indywidualnie można mieć do świąt różne podejście, o tyle na poziomie społecznym stały się one przede wszystkim świętami konsumpcji. W przypadku prezentów dla najmłodszych zjawisko to jest jeszcze bardziej nasilone – bo na “dobru dzieci” najlepiej się zarabia. Nie chodzi tylko o interaktywne zabawki smart, które wciska nam się na każdym kroku, zachwalając ich podobno edukacyjne walory. Problem jest dużo powszechniejszy.
Dziecko praktycznie od niemowlęctwa przyzwyczajane jest do obcowania ze światem cyfrowym – oraz do otrzymywania całej masy prezentów. Rodzic będzie je obserwować za pomocą aplikacji podłączonej do videoniani, sztuczna inteligencja powie, kiedy zmienić pieluszkę, logopeda (na szczęście nie każdy) poleci aplikację na tablet, a poradniki “specjalistów” jeszcze do niedawna sugerowały, by z ekranami (w formie videorozmów) zaznajamiać już 18miesięczne dzieci.
Swoje trzy grosze do konspjmcuonizmu dołożą szkoły i przedszkola, organizując co chwila dni kropki, kratki czy kreseczki, dni dynii, świątecznego sweterka czy postaci bajek, tudzież inną okazję wymagającą ubrania dziecka w taki czy inny kolor. Napędzają tym biznes platformom typu Temu czy Shein. Oczywiście żadna szkoła nie podpisze umowy z lokalnym zakładem krawieckim czy sklepem, sugerując rodzicom, że właśnie tam powinni się udać na zakupy: budziłoby to słuszne pytania rodziców o związki szkoły z biznesem. Szkoda tylko, że gdy szkoła oferuje dzieciom lekcje z AI czy wirtualnej rzeczywistości, adekwatne głosy oburzenia się nie podnoszą.
Do tego dochodzi moda na prezenty rozdawane przy każdej okazji. Kiedyś dziecko dostawało upominki na gwiazdkę, dzień dziecka i urodziny – zabawek miało więc mniej, ale (może właśnie dzięki temu) bardziej je szanowało. Urodziny dla kolegów ograniczały się do rozdania cukierków w przedszkolu. Po przemianach ustrojowych zaczęło się to zmieniać – i z czasem rozkręciło się coraz bardziej.
Urodziny dla kolegów urządza się już od przedszkola. Dzieciakom wręcza się prezenty z okazji “Zajączka”, początku czy zakończenia roku szkolnego, Halloween, Mikołajek, Gwiazdki, przeprowadzki, praktycznie każdej wizyty dziadków, cioć czy wujków, o ile rodzice nie są dość “wredni” i “pyskaci”, by postawić temu granice. A jeśli człowiek czuje presję społeczną, by co chwilę szukać prezentu dla jakiegoś dziecka – siłą rzeczy pójdzie w ilość, a nie w jakość.
Kupujemy tanio i szybko. Wmawia się nam, że zabawki dla maluchów muszą dziś być głośne, kolorowe, “interaktywne” i “smart”. Inne są nie tylko “drogie”, ale przede wszystkim nie przykują tak uwagi niemowlaka czy przedszkolaka. Jakbyśmy już od małego próbowali zapewnić dziecku nadmiar bodźców, jeszcze zanim damy mu ekran do ręki.
Gdy latorośl dorasta – zjawisko się pogłębia. Chce mieć te zabawki, które poleca ulubiona babcia czy ciocia, zainspirowana reklamą w dyskoncie czy opowieściami koleżanek. Przedszkolaki czy dzieciaki w wieku szkolnym nieraz chcą mieć tablet czy smartfon – bo codziennie widzą rodziców wpatrzonych w ekrany, bo koledzy czy koleżanki już mają, bo nadgorliwy rodzic nie chce, by jego dziecko zostało wykluczone – więc prezentuje potomkowi smartfona, jeszcze zanim rodzice reszty grupy czy klasy wpadną na podobny pomysł. Nieraz właśnie z okazji urodzin czy świąt, bez żadnej wcześniejszej rozmowy czy wprowadzenia zasad ekranowych – bo zgłębienie tematu jest dużo trudniejsze, niż dokonanie zakupu, a wprowadzenie zasad mogłoby zepsuć radość i entuzjazm przy świątecznym stole.
Zapracowany wujek zapyta zapracowanych rodziców, co kupić siostrzeńcowi czy bratankowi pod choinkę, a ten często wymieni jakiś elektroniczny gadżet czy produkt polecany przez ulubionego influencera.
Kapitalizm stał się dziś nowym (pseudo)katolicyzmem. Wielu rodziców, rzekomo katolickich, prosiło swoich lepiej sytuowanych krewnych czy znajomych o dość specyficzną przysługę: zostanie rodzicami chrzestnymi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na chrzestnych rzeczywiście wybierano osoby, którym nauka kościoła jest bliska. Nieraz jednak rodzice, zamiast przeczytać katechizm własnej religii ze zrozumieniem, szli po najmniejszej linii oporu. O pomoc w wychowaniu w wierze katolickiej prosili więc ateistów, rozwodników czy ogólnie osoby, którym z katolicyzmem było nie po drodze. Gdy zaś wujek lub ciocia malucha informowali, dlaczego nie mogą zostać chrzestnymi, słyszeli nieśmiertelne “to dziecko prosi, dziecku się nie odmawia”.
Ten szkodliwy zwyczaj niestety nie zanikł – za to w wielu rodzinach ewoluował. To już nie niemowlak “prosi” o chrzest, a czterolatek prosi o tablet. A przecież skoro “dziecko prosi, to dziecku się nie odmawia”.
Tyle, że kilkulatek nie jest świadomy zagrożeń, jakie wiążą się z korzystaniem z ekranów, z misiem wyposażonym w AI, z wielką plastikową zabawką zamówioną tanio na chińskiej platformie. Co więcej – często nie jest tego świadomy nawet nastolatek, ani jego rodzic – chociaż ten ostatni powinien, jeśli chce, by jego dziecko umiało się swobodnie poruszać w we współczesnym świecie.
Według raportu Internet Dzieci z mediów społecznościowych przeznaczonych dla użytkowników powyżej 13 r. ż. korzysta 58% osób osób w wieku 7-12 lat, a w dziesiątce najczęściej odwiedzanych stron wśród 7-14latków jest serwis pornograficzny. Dzieciaki korzystają z niego częściej, niż z Wikipedii. Jednocześnie – jak donosi NASK – tylko 21% młodych ludzi przyznało, że w ich domu istnieją zasady ekranowe. Warto o tym pamiętać, zanim sprezentuje się małoletniemu tablet “do nauki”.
Problem stanowią także interaktywne zabawkami, reklamowanymi jako “edukacyjne” – zarówno te dla starszaków, jak i te dla maluchów. Mimo, iż sprzedawcy w sklepach, dziadkowie czy wujkowie, a czasem sami rodzice przekonują o walorach edukacyjnych śpiewającego tabletu lub elektronicznego stoliczka do nauki kształtów – specjaliści od dawna ostrzegają, że mogę one finalnie opóźnić rozwój mowy i powodować problemy z koncentracją.
Marketing zdaje się być jednak skuteczniejszy od naukowych badań. Pół biedy, jeśli czas spędzony ze świecącą i grającą atrakcją jest ograniczony, a opiekunowie pilnują, by dziecko miało szansę rozwijać się też w inny sposób. Gorzej, jeśli sami zachęcają do prezentowania tego typu upominków swoim pociechom – argumentując to tym, że klasyczne zabawki szybko zostaną rzucone w kąt. Dziecko wybierze coś interaktywnego i uzależniającego, a przecież “dziecku się nie odmawia”.
Nowocześniejszą wersją wszelkich piesków czy kotków z wbudowanym mikrofonem i uczących piosenek są zabawki oparte o AI. Niedawno, po protestach U.S. PIRG Education Fund, jedną z nich wycofano ze sprzedaży. Oparty o ChatGPT miś Teddy Kumma opowiadał dzieciom o fetyszach seksualnych, podpowiadał także, gdzie można w domu znaleźć noże czy zapałki – oraz instruował, jak można je zapalić (chociaż bądźmy szczerzy: na to ostatnie przeciętny maluch wpadnie i bez pomocy “inteligentnego” pluszaka).
Wkrótce jednak miś powrócił, z jeszcze nowszą wersją ChataGPT. Podobno przeszedł testy bezpieczeństwa. Tydzień wystarczył, by producent, firma Folo Toy, uznała produkt za wystarczająco przebadany. Jeśli tydzień wystarczył – to czemu firma nie przeprowadziła testów wcześniej i pozwalała, aby pluszak serwował maluchom opowieści o pozycjach seksualnych? A może jednak, mimo testów, zabawka wciąć niesie ryzyko? Ocenę pozostawiam wam.
Przypomnę tylko, że odpowiedzialna za ChatGPT firma OpenAI w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa nieletnich niespecjalnie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Gdy jej produkt zachęcał nastolatka do samobójstwa, korporacja obarczyła winą dziecko, które miało “naruszyć regulamin”, rozmawiając z chatbotem na niedozwolone tematy.
Pułapki platform sprzedażowych
Na Allegro można spotkać inne zabawki wyposażone w AI. Opisy niektórych aukcji (np. dotyczących misia Poe, bazującego na platformie Quora) stworzono tak łamaną polszczyzną, że uszy (czy w tym przypadku raczej oczy) puchną czytającemu je dorosłemu. Jeśli ktoś wierzy, że dzięki inteligentnej maskotce jego dziecko, wnuk czy siostrzeniec nauczy się mówić, to pozostaje pogratulować dobrego samopoczucia.
Można także zakupić pandę napędzaną AI, która, wedle opisu sprzedawcy, “łączy wartość edukacyjną, interaktywność, ładunek emocjonalny i bezpieczeństwo”. Przeznaczona jest dla dzieci powyżej 3 lat i kosztuje ponad 500 zł. Wymaga zainstalowania aplikacji na smartfonie – która, jak ostrzega sklep Google play, może zbierać informacje o zdrowiu i sprawności fizycznej, lokalizacji czy historii zakupów, a także dane z aparatu czy mikrofonu. Innymi słowy: można dziecku sprezentować małego szpiega, który będzie donosił o wszystkim, co dzieje się w jego domu – wystarczy tylko połączyć go z odpowiednią aplikacją.
Mniej oczywiste pułapki związane z zakupami na platformach sprzedażowych to brak informacji dotyczącej kraju pochodzenia (“wysyłka z Polski” w praktyce nieraz oznacza, że chińska firma ma w Polsce magazyn), czy fałszowanie specyfikacji dotyczącej wieku adresata. Nieraz wyszukując upominki dla maluchów i zaznaczając adekwatną kategorię wiekową trafiałam na produkty przeznaczone zdecydowanie dla starszych dzieciaków. Takie, które nie tylko były prawidłowo oznaczone przez innych sprzedawców, ale też z przedstawionego na opakowaniu zdjęcia wyraźnie wynikało, że producent dedykuje je przedszkolakom, a nie niemowlakom. Mimo to wielu handlarzy się ograniczeniami wieku nie przejmuje. Jeden z allegrowych supersprzedawców sprzedaje klocki magnetyczne dla dzieci w wieku….powyżej 3 miesięcy.
Jeśli chodzi o sprzedawców spoza UE sprawa jest jeszcze poważniejsza. W ich przypadku aż 86% zabawek oferowanych w sprzedaży online nie spełnia norm bezpieczeństwa. Problem dotyczy nie tylko zabawek – kupowanie na Temu czy Shein prezentów w postaci kosmetyków , ubrań czy biżuterii także jest, delikatnie mówiąc, nie najlepszym pomysłem.
Teoretycznie dobrą alternatywą powinno być wsparcie rodzimych firm i twórców, oferujących produkty wysokiem jakości, stworzone z pasją, dbałością o detale i dobro najmłodszych. Tylko…tutaj też czają się pułapki.
Po pierwsze wszelkiego rodzaju “pomoce edukacyjne”, zachwalane przez parentingowych blogerów czy influencerów, w praktyce mogą okazać się mocno przereklamowane. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że są testowane na dzieciach danego blogera czy blogerki, które nie są żadną grupą reprezentatywną. Po drugie – to często zwykła współpraca reklamowa – chociaż osób zwyczajnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
Firma wysyła danej influencerce produkty, ta je zachwala, rodzice kupują przekonani, że skoro płacą sporo za coś sprawdzonego przez “znawczynię”, to nabywają produkt wysokiej jakości. Tymczasem “znawczyni” nie robi nic więcej, niż przeciętna ekspedientka w dziale z zabawkami: zachwala produkty, bo za to się jej płaci.
Spotkałam się też z małą firmą, sprzedającą drewniane pomoce dydaktyczne – i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie reklamowano ich hasłami, dewaluującymi tradycyjne książki i czytanie. Gdyby ktoś jednak uznał, że w takim razie “mamy zwycięzcę, kupimy książeczkę!” – to tutaj także trzeba uważać. Nawet zanim pojawiły się książki napisane i zilustrowane przez AI, rynek literatury dziecięcej zalała fala słabych publikacji, reprezentujących taki niski poziom językowy i graficzny, przy których dzieła stworzone przez AI nie wydają się aż takim koszmarem.
Wybierajmy świadomie
Nie chciałabym jednak wyjść na fatalistkę, która psuje magię świąt i radość ze świątecznych zakupów dowodząc, że jakkolwiek pełen dobrych chęci człowiek nie postąpi, skazany jest na porażkę. Nie zniechęcam do kupowania prezentów na święta. Sama kiedyś w ramach walki z konsumpcjonizmem oznajmiłam, że nie chcę otrzymać żadnego podarunku i sama także nic nie kupię – i finalnie źle się czułam, gdy reszta rodziny nie podzieliła mojego podejścia.
Nie chcę też krytykować cudzych wyborów. Mało kto ma czas na dogłębną analizę – to koniec roku, wiążący się nieraz z cięższym okresem pracy, koniecznością ogarniania różnych wydarzeń w szkołach czy przedszkolach, przedświątecznego sprzątania, gotowania i spotkań z ludźmi, których niekoniecznie się lubi. Doba jest za krótka i bez zastanawiania się, jaki upominek sprawi radość synowi ciotki, widywanemu raz na 10 lat.
Nie będę dowodzić, że najlepszy prezent to czas spędzony z dziećmi – bo to nieraz pusty slogan, bez odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nie każdy ma czas czy predyspozycje, by zajmować się małoletnimi. Jeśli ktoś chce zacieśnić więź z wnukiem czy siostrzenicą – to znajdzie ku temu sposobność, niezależnie od świąt.
Nie twierdzę, że trzeba poświęcić miesiąc na wybranie idealnego upominku dla każdego – jednak warto chwilę pomyśleć i nie zostawiać decyzji na ostatnią chwilę, by w pobliskim sklepie rzucić się na resztki asortymentu, których nikt nie chciał.
Nie musimy kupować dziecku “inteligentnego” misia, nawet, jeśli rodzice na to naciskają. To nasze pieniądze i nasze decyzje. Ale zastanówmy się, czy jest sens prezentować dziecku książkę – jeśli wiemy, że i tak nie będzie miał kto mu jej czytać do snu. Nie musimy popadać z jednej skrajności w drugą, między czernią a bielą zawsze znajdziemy masę odcieni szarości.
Uczulam też przed nadmiernym ocenianiem, narzucaniem się i podważaniem czyichś intencji czy kompetencji. Wielu członków rodziny widujemy raz do roku lub rzadziej, nie wiemy, jak funkcjonują na co dzień. Wielu rodziców, którzy zwykle nie sadzają swoich pociech przed ekranami, w święta odpuszcza – czasem z braku czasu, a czasem wprost z obaw przed negatywną reakcją rodziny. Są tacy, którzy z grzeczności podziękują za pluszaka z AI – jednak nie będą z niego często korzystać, są jednak tacy – którzy podobnie zrobią z bardziej klasycznymi podarunkami. Nie każdy rodzic czyta dziecku, nie każdy uznaje zabawy plastyczne czy sensoryczne.
Zachęcam przede wszystkim do refleksji, rozmów i świadomych zakupów. Czasem wystarczy podpytać i dłużej porozmawiać z bliskimi. Może smartfon, na który zrzuci się cała rodzina, rzeczywiście będzie najlepszym prezentem.
Może się jednak okazać, za zamiast gry, “o której marzy każdy chłopiec”, dzieciak bardziej ucieszy się z karnetu na ściankę wspinaczkową czy bilet na koncert ulubionego zespołu, na który nie stać jego rodziców. Możemy z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że szalik zrobiony własnoręcznie na szydełku nie zadowoli przeciętnej nastolatki – ale nie zakładajmy tego z góry, bo możemy wrzucić do jednego worka z “młodzieżą, której nic poza TikTokiem nie obchodzi” kogoś, kto na to nie zasługuje.
Jeśli sami jesteśmy świadomymi rodzicami, a o sugestie proszą nas inni członkowie rodziny – porozmawiajmy, ale na spokojnie. Młodzi dorośli, którzy przeprowadzili się do stolicy czy innych wielkich miast, mają nieraz zwyczaj patrzenia z góry na bliskich, pozostałych w rodzinnych miejscowościach. Często z wzajemnością.
Są więc dziadkowie przeciwstawiający “tradycję i solidność” modzie na nowinki technologiczne, bez których ich dzieci nie mogą się obejść, ale coraz częściej mamy do czynienia z przeciwnym kierunkiem: to dziadkowie dają maluchowi ekran do ręki, w imię “bezpieczeństwa” i “nieodbierania dziecku dzieciństwa”. Przy skrajnie różnych wartościach i podejściach trudno o jakiś kompromis w kwestii prezentu – co nie oznacza, że nie da się go znaleźć. Czasami wystarczy porozmawiać na spokojnie, zamiast pospiesznie rzucać do słuchawki niezrozumiałe dla drugiej strony hasła o “Montessori” czy “Minecrafcie”. Czasem wystarczy nauczyć robienia zakupów online i pokazać kilka sensownych sklepów. Nieraz, zamiast upierać się, że babcia “musi wreszcie znormalnieć i zacząć robić zakupy przez internet, zamiast ciągle kupować plastikowe zabawki w Pepco” można się umówić, by internetowo-paczkomatowa część logistyki była po naszej stronie.
Zastanówmy się zarówno nad tym, dla kogo szukamy prezentu – jak i nad tym, od kogo go kupujemy. Każdy sprzedawca chce zarobić – ale lepiej wesprzeć lokalny sklep czy rękodzielnika, niż Temu czy Shein. Nie musimy kupować masowo tanich zabawek, które naruszają standardy bezpieczeństwa i rozlecą się w ciągu tygodnia (a czasem jeszcze tego samego wieczoru) – możemy zainwestować coś mniejszego, ale solidniejszego, co starczy na dłużej.
Jeśli mamy wątpliwości, czy dana zabawka rzeczywiście będzie bezpieczna i rozwijająca – nie pozwalajmy, by rozwiała je uśmiechnięta influencerka, której pracą jest zachwalanie produktu, a nie dbanie o dobrostan dzieci. Jeśli chcemy wybrać coś interaktywnego czy wymagającego dodatkowej aplikacji – przeczytajmy politykę prywatności. Jeśli sami nie mamy na to czasu – to dziecko tym bardziej jej nie przeczyta. Może więc lepiej sprezentować coś analogowego, co nie budzi podobnych wątpliwości?
Jeśli jednak zdecydujemy się na prezent elektroniczny – zróbmy to z głową. Jeśli, jako rodzice, mamy w domu zasady dotyczące sprzątania czy spożywania posiłków – analogicznie możemy wprowadzać zasady ekranowe. Nikt przecież nie pozwala dziecku skakać w ubłoconych butach po pościeli tylko dlatego, że te buty były wymarzonym podarunkiem. Nikt nie wysyła 8latka do kina na film dla dorosłych – nawet, jeśli kolega z klasy już taki zobaczył. Jeśli na co dzień nie pozwalamy dzieciom na wszystko i stawiamy im granice dla ich własnego dobra – nic nie stoi na przeszkodzie, by czynić to także w święta.
Źródła:
- Tassia Sipahutar, Singapore Firm’s AI Teddy Bear Back on Sale After Shock Sex Talk, https://www.bloomberg.com/news/articles/2025-11-26/singapore-firm-s-ai-teddy-bear-back-on-sale-after-shock-sex-talk
- Śródroczny raport „Internet dzieci” https://higienacyfrowa.pl/publikacje/internet-dzieci/
- Gosia Fraser, OpenAI: to nie ChatGPT jest winny śmierci dziecka. To ono naruszyło regulamin https://techspresso.cafe/2025/12/02/openai-to-nie-chatgpt-jest-winny-smierci-dziecka-to-ono-naruszylo-regulamin/
- Nastolatki. Raport z ogólnopolskiego badania uczniów i rodziców https://www.nask.pl/media/2025/09/Nastolatki_RAPORT-2.pdf
- Ekran w małych rączkach – szansa czy zagrożenie? https://www.nask.pl/magazyn/male-dzieci-i-ekrany
- Paulina Mistal-Drezno, Zabawki grające negatywnie wpływają na rozwój małego dziecka
- https://panilogopedyczna.pl/2021/12/zabawki-grajace-negatywnie-wplywaja-na-rozwoj-malego-dziecka/
- Frank Landymore, AI Teddy Bear Back on the Market After Getting Caught Telling Kids How to Find Pills and Start Fires https://futurism.com/future-society/ai-teddy-bear-back-on-market
- Gosia Fraser, Badania: kosmetyki i zabawki z Temu mogą być niebezpieczne https://techspresso.cafe/2025/02/05/badania-kosmetyki-i-zabawki-z-temu-moga-byc-niebezpieczne/
- Serwis allegro.pl
- Maria Glinka, Kupili biżuterię na Shein i Temu. Wykryli substancje rakotwórcze https://finanse.wp.pl/kupili-bizuterie-na-shein-i-temu-wykryli-substancje-rakotworcze-7225633115699776a
- Cécile Prudhomme, # 86% of toys sold online by non-European e-commerce retailers dangerous for children, study says https://www.lemonde.fr/en/economy/article/2025/11/20/86-of-toys-sold-online-by-non-european-e-commerce-retailers-found-to-be-dangerous-for-children-study-says_6747638_19.html
Piszę o ludziach, polityce cyfrowej, big techach i wpływie technologii na społeczeństwo. Wrzucam też cotygodniowe prasówki z tematyki cyfrowej i feministycznej. Jestem publicystką, feministką i świecką humanistką. Działałam w polskich indymediach. Współpracowałam z redakcją techspresso.cafe, publikowałam w serwisie szmer.info. Obecnie prowadzę blog pod adresem didleth.pl, ale jestem też otwarta na współpracę z innymi serwisami. Zachęcam do lektury i kontaktu! 🙂


