Kolorowa kawiarka za białą filiżanką z kawą
Teksty

AMA 02, czyli Ask Me Anything część druga

Czy ekspert godząc się na udział w programie legitymizuje poglądy gospodarza? Co złego jest w prywatnych pytaniach? Dlaczego nie proszę o pozwolenie odwiedzając czyjś profil w socialmediach? Zapraszam na drugie w tym roku AMA 🙂

Kolorowa kawiarka za białą filiżanką z kawą

Obiecane AMA, czyli Ask Me Anything, a jednocześnie FAQ, czyli Frequently Asked Questions. Odnoszę się tutaj do uwag czy pytań zadanych publicznie i prywatnie, a także rozwijam szerzej wątki z niektórych dyskusji. Dorzucę też odpowiedzi na pretensje i zarzuty, z jakimi się spotykam w związku z moją działalnością w internecie – nie na wszystkie, bo nie zamierzam grać w szachy z gołębiem 😉 Skomentuję jednak kilka – które padły albo wprost publicznie, albo “przy ludziach”, a do których postanowiłam się odnieść i wyjaśnić, skąd wynika moja postawa w poszczególnych kwestiach.

1. Nie mogę otworzyć linku z prasówki, jest za loginwallem/paywallem

Tak, sporo linków w prasówkach jest za loginwallem/paywallem – jeśli artykuł uważam za wartościowy, wrzucam go mimo to. Nie chcę się ograniczać jedynie do treści dostępnych “na kliknięcie”. Dla równowagi – jest też wiele odnośników bez takich ograniczeń, czasami linkuję też do wpisu w socialmediach, gdzie ktoś omawia treść dostępną za paywallem

2. Co sądzisz na temat problemu zinternalizowaniej mizoginii wśród kobiet?

Tutaj odpowiedź rozrosła mi się trochę za bardzo 😉 Dałam ją więc do osobnego tekstu https://didleth.pl/ama-02-co-sadzisz-na-temat-problemu-zinternalizowaniej-mizoginii-wsrod-kobiet/

3. „Zrezygnuj z odwiedzania mojego profilu (itd.)” – czyli dlaczego często odwiedzam profile osób zajmujących się polityką cyfrową, a czasem linkuję do ich wpisów i artykułów?

Usłyszałam w tej kwestii tak dziwne zarzuty ze strony jednej osoby, że postanowiłam się odnieść.

Prowadzę swój blog, piszę artykuły, sklejam prasówki itp. Może i swoim dorobkiem nie dorastam niektórym do pięt – ale są tematy, na których się znam, o których umiem dobrze pisać i teraz, kiedy znam już swoją wartość, nie zamierzam z tego rezygnować. Interesuję się tematyką cyfrową i śledzenie stron czy profili z nią związanych jest dla mnie czymś oczywistym – analogicznie jak osoby piszące o polityce zaglądają na strony czy konta z nią powiązane. Czasami linkuję lub komentuję publiczny wpis czy artykuł, czasem coś podlajkuję, czasami się z czymś nie zgodzę – podobnie robi masa innych ludzi. Moje wpisy także można czytać czy komentować. Nie uważam, żeby było w tym coś złego.

Jeśli ktoś nie życzy sobie, bym obserwowała czy komentowała jego publiczną działalność – cóż, przykro mi, ale to już tak jakby jego prywatny problem. Zwłaszcza, jeśli zarzut pada ze strony kogoś, kto sam obserwuje różnych ludzi i otwarcie odnosi się do ich działań czy wypowiedzi. Nie widzę więc powodu, dla którego ja miałabym z tego rezygnować. Można mnie co najwyżej zablokować w swoich socialmediach – ale nie można mi narzucić, co mi wolno wrzucać na moje własne, a czego nie.

Internet jest dla wszystkich, a wypowiadając się publicznie na ważne tematy trzeba się imo liczyć z tym, że będzie się obserwowanym nie tylko przez ważnych ludzi z dużymi nazwiskami, ale także przez niszowe publicystki, których się nie lubi. Dodam, że nie hejtuję, staram się dbać o kulturę wypowiedzi i moim zdaniem nie robię nic niestosownego.

Jeśli ktoś jeszcze nie rozumie, dlaczego odwiedzając cudze profile nie proszę o pozwolenie – niech sobie wyobrazi, że dziennikarz grzecznie pyta się każdego polityka, czy może go obserwować na twitterze lub zacytować – i potulnie z tego zamiaru rezygnuje, gdy polityk powie, że sobie tego nie życzy, bo czuje się wtedy niekomfortowo.

4. „Smuci mnie, że portale informacyjne czy newsowe coraz częściej się grodzą i wołają o abonament/ hajsy, nawet przy starych archiwalnych artykułach, które kiedyś były do czytania bez problemu.”

Tak, też dostrzegam ten problem. Z jednej strony rozumiem wydawców i dziennikarzy: takie grodzenie się pomaga uciec przed scrapingiem ze strony AI, utrudnia działanie botom, daje też złudną ochronę przed konkurencją (złudną, bo jeśli medium A zablokuje możliwość subskrypcji dziennikarzom z medium B, to Ci i tak ominą to za pomocą np. prywatnych adresów e-mail). W przypadku płatnych subskrypcji – prozaicznie umożliwia przetrwanie na rynku, bo z czegoś trzeba żyć.

Ale jednocześnie obawiam się, jak to wpływa na szeroko pojętą infosferę i społeczny odbiór mediów – ludzie coraz bardziej przyzwyczajani do tego, że wpis na FB kieruje do paywalla czy loginwalla, coraz częściej będą ograniczać swój kontakt z infosferą do nagłówków na FB. Z niekorzyścią dla nas wszystkich.

Do tego dochodzi tendencja tworzenia raczej grona wiernych czytelników jednego tytułu – duże media praktycznie nie oferują modelu dostępu do pojedynczego materiału czy pojedynczego numeru. Zwykle trzeba wykupić wielomiesięczną prenumeratę – co w praktyce oznacza, że zamiast czytać wartościowe treści z różnych baniek, czytelnik przez min. kilka miesięcy kisi się w jednej. Wprawdzie wciąż istnieją media z darmowym dostępem, ale tendencja jest taka, jak mówisz.

5. Skąd masz na głowie ten kwietny wianek?

Bo to było tak. Mieszkam w Trzebnicy, mamy tutaj pocysterski klasztor (obecnie zajmowany przez zgromadzenie Sióstr Boromeuszek), w którym czasami odbywają się imprezy plenerowe. Zazwyczaj unikam tłumów (klasztorów i kościołów nie unikam, bo mój ateizm jest na tyle silny, że sztuka i architektura sakralna nie wyrządzą mu krzywdy) – jednak tym razem impreza miała mieć charakter historycznego pikniku. A plakaty reklamujące wydarzenie głosiły, że będzie można spróbować klasztornych napitków. I naprawdę byłam bardzo ciekawa, jak smakuje takie klasztorne wino.

Przełamałam więc swoje opory przed tłumami, poszłam na wspomniany piknik i…klasztornymi napitkami okazały się zwykła butelkowana woda i zwykłe soczki w kartonikach, jakie można dostać w każdym markecie. Chyba nie muszę opisywać swojego rozczarowania.

Ale za to były warsztaty z robienia wianków, a ja jakiś czas wcześniej nieudolnie próbowałam zrobić wianek ze stokrotek i mi się rozwalał. Skorzystałam więc z tych warsztatów i efektem jest właśnie ten wianek, który mam na zdjęciu na głowie. Cieszę się, że go zrobiłam, ale do tej pory nie wiem, jak smakują klasztorne napitki i ogólnie czuję się oszukana 😛

6. Jak traktować ekspertów występujących w mediach, których nie lubimy?

Powiedziałam, że odniosę się do tej kwestii szerzej w AMA – i tutaj odpowiedź też rozrosła mi się na tyle, że wyprowadziłam ją do osobnego tekstu 😉 https://didleth.pl/ama-02-jak-traktowac-ekspertow-wystepujacych-w-mediach-ktorych-nie-lubimy/

7. Gdzie jest rss?

https://didleth.pl/feed

8. Czy zrobisz AMA na żywo?

Nie zarzekam się, że nigdy, ale raczej nie planuję. Wiem, że że miło jest otrzymać odpowiedź od razu, ale obecna forma AMA też ma swoje plusy: można o coś na spokojnie zapytać bez spiny, że się “nie zdąży” – i podobnie bez spiny można odpowiedzieć, można udzielić dłuższej odpowiedzi, niż w toocie, poza tym taka forma jest imo bardziej przejrzysta.

Dodatkowy plus: zapobieganie inbom. Mówiąc wprost: trudniej się pokłócić, jeśli odpowiedź nadejdzie dopiero wtedy, gdy emocje już opadną i trzeba się liczyć z tym, że będzie trzeba na nią dłużej poczekać 😉 To imo ułatwia merytoryczną dyskusję na argumenty, jest czas, żeby przemyśleć reakcje. Jeśli ktoś chce jedynie wywołać inbę dla samej inby, to odpuści.

Jeśli chodzi o komunikację na żywo, to może zrobię wreszcie tę grupę na signalu, ale to już na zasadzie wzajemnej, bardziej “demokratycznej” komunikacji i chyba dopiero po nowym roku.

9. „Dlaczego linkujesz do Instagrama/Facebooka/Twittera, to złooo, ja tego nie używam i nie ma znaczenia, czy mam tam konto, czy nie”

Zarzut, który padał nieraz, ze strony różnych osób, nie przytoczyłam dokładnego cytatu, ale zachowałam sens: co jakiś czas ktoś mocno wywyższającym się tonem wszystkowiedzącego mędrca zgłasza tego typu zastrzeżenia (szczęśliwie to wciąż mniejszość – większość, jeśli dany link ich nie interesuje, to po prostu w niego nie klika).

Linkuję do treści, które uważam za wartościowe (albo po prostu stanowiące źródło informacji), niezależnie od tego, czy znalazłam je w socialmediach, czy na np. Arstechnice. Wiele osób nie ma profilu na Instagramie czy LinkedInie, wrzucenie linka bezpośrednio do publikacji to prosty sposób, by miały szansę się z nią zapoznać, nie zakładając konta. Nie chcesz, to nie klikaj, nie ma musu.

Zawsze też możesz założyć własną stronę i konkurować jakością z ekspertami wypowiadającymi się w korpomediach, ale jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności ludzie, który to robią, nie są tymi samymi, którzy mają nadmiar czasu na czepialstwo dla zasady. Ciekawe, dlaczego.

10. Czy możesz napisać coś więcej na temat …?

Zwykle odpowiedź brzmi: jeśli czuję się na tyle kompetentna, by się daną kwestią zająć, to prawdopodobnie mogę – ale na to potrzeba czasu, a mam już trochę i tematów, i innych spraw na tapecie. Pierwszeństwo siłą rzeczy mają zlecenia odpłatne lub inne pilne, reszta musi poczekać.

I mam prośbę: w przypadku wszelkich sugestii dot. tematów na bloga podeślijcie mi to proszę na maila, bo w DMach czy komentarzach mi to zwyczajnie ginie.

11. Co jest złego w osobistych pytaniach? Toż to creme de la creme ama, młyn na wodę i szybki przepis na rozkręcenie większej dyskusji

W osobistych pytaniach? Nic, ale trzeba wiedzieć, gdzie, kiedy i komu można je zadać 😉

Przy AMA imo najlepiej dopytać, czy pytania prywatne też wchodzą w grę. U mnie – jak najbardziej. Ale niektórzy przez AMA rozumieją tylko kwestie zawodowe i zadając pytanie prywatne można wypaść jak dziennikarz pytający Igę Świątek o warkoczyki.

I może jeszcze uzupełnię, bo o ile mnie ten problem nie dotyczy, to już parę razy widziałam pretensje do osób z tzw. “dużymi kontami”, które wybiórczo odpisują na tego typu pytania czy komentarze.

Osoby publiczne są bardziej narażone na hejt czy mowę nienawiści, bo są bardziej “na świeczniku” – siłą rzeczy mogą mieć więc większe obawy przed dzieleniem się swoją prywatnością. A uwag dostają naprawdę dużo – i mogą czasowo nie wyrabiać z odpowiedziami. Czytałam kiedyś tego typu dyskusję pod tootem jednej z moich ulubionych publicystek, która na kolejne komentarze już zwyczajnie nie odpowiadała, a ludzie zarzucali ją pretensjami – skupieni na tym, że nie chce skomentować ICH pytania, a nie uwzględniając, że w wątku są dziesiątki innych.

12. „Nie korzystaj z produktów i usług x/y/z, zamiast tego korzystaj z jedynych słusznych, jak ja!”

Moje ulubione 😉 Wiecie, z wielu rzeczy, które zdarza mi się o sobie usłyszeć czy przeczytać, śmieję się w duchu, a niektóre opowieści o mnie są tak ciekawe, że aż sama mam ochotę przynieść sobie popcorn i posłuchać, co będzie dalej 😉 Ale do pohukiwań, że mam używać x zamiast y, postanowiłam się odnieść, bo tego typu postawę uważam za realnie szkodliwą. Polaryzuje, zalatuje sekciarstwem, w jednych budzi poczucie wyższości z powodu stosowania produktu, który promuje pieniacz, w innych – poczucie zażenowania, bo też lubią dany produkt czy usługę – ale nie chcą być utożsamiani z oszołomstwem.

Pod x/y/z można podstawić wszystko. Nie mówię o rzuconym z ciekawości pytaniu “dlaczego nie używasz a/b/c”, tudzież o polecajkach w odpowiedzi na poszukiwania. Chodzi mi o wszelkie sytuacje, w których ktoś tonem nieznoszącego sprzeciwu mędrca na pytanie o program na MacOS grzmi, że mam używać linuxa, widząc powitalne zdjęcie z kawą wyskakuje ze swoimi mądrościami nt. szkodliwości kofeiny, albo pod wpisem dot. cyfryzacji czy dezinformacji krzyczy, że mam używać Tuty, bo on używa i jest zadowolony (wtf? ^^’). Część z tych akcji to sytuacje, w których komuś nie podoba się to, co robię, w innych…insynuowanie mi, że powinnam zacząć używać czegoś, co już używam – i nie nazwę tego mansplaningiem, bo sprawcami i sprawczyniami są zarówno mężczyźni, jak i kobiety.

Do sedna: to, że coś sprawdza się u Ciebie świadczy jedynie o tym, że sprawdza się u ciebie. A nie, że w magiczny sposób stałeś się bogiem czy boginią, który/a ma prawo wszystkich pouczać i nawracać na twoją jedyną słuszną “religię”. Ktoś może mieć zupełnie inne doświadczenia, warunki, możliwości czy poglądy niż Ty – i ma do tego prawo. To, że dla Ciebie coś jest proste nie oznacza, że dla innych też będzie, to, że Ty nie masz dzieci nie oznacza, że inni ich nie mają, a fakt, że poświęcasz życie ratowaniu zwierząt (i kręceniu inb w internecie…) nie oznacza, że inni też muszą. Możesz mieć z czymś wyłącznie dobre lub wyłącznie złe doświadczenia – a ktoś inny wręcz przeciwnie. Ludzie mają różne potrzeby i wartości. Nic tak nie zniechęca do dowolnego produktu, idei czy usługi, jak wciskanie ich na siłę. .. To by chyba było na tyle – jeśli jakieś pytanie mi umknęło, dajcie znać, edytuję. Jeśli chcecie się do czegoś odnieść lub podyskutować – to też zapraszam do komentowania 🙂

Dajcie też znać, co sądzicie o tego typu formie (krótsze odpowiedzi w jednym wątku, dłuższe wyprowadzone do osobnych tekstów). Może wolelibyście wszystko naraz, albo każde pytanie w osobnym linku?